"Jacek Biały , ""@wp.pl
2004-01-25 08:21:47 UTC
Ten szlachetny napoj, jakim jest piwo
w epoce PRL-owskiej nie cieszyl sie dobra opinia.
W ogole samo slowo "piwo" mialo wtedy
zabarwienie nieco pejoratywne.
I tak "miec z kims na piwo" nie wrozylo temu komus niczego dobrego,
a nazwanie kogos "typem spod budki z piwem"
bylo juz wrecz nie lada obelga.
:
Istotnie, bo w PRL-u nie bylo czegos takiego jak puby,
czy ogrodki piwne, w ktorych dzisiaj wysiaduje towarzystwo,
zabawiajace sie bilardem, albo rzucaniem strzalkami
do mrugajacych tarcz.
W PRL-u byly wlasnie budki z piwem.
:
W jednych nalewano piwo do kufli, w innych pilo sie wprost z butelki.
Ten drugi system byl o tyle lepszy, ze kufli ciagle brakowalo
i kolejka po piwo szla mozolniej niz w budkach z piwem butelkowym.
Pracowalem wtedy na Slasku, wiec gdy konczylismy szychte,
jednego wysylalismy wczesniej do baru, zeby kolejke dla nas zajal.
Potem przychodzilismy ekipa kilkunastu ludzi,
kazdy zamawial od razu po trzy piwa i cala knajpa byla juz nasza,
bo jak wspominalem innym kufli zabraklo.
Za kufel placilo sie kaucje 50 zl i wcale nie jest prawda to,
ze byl on przykuty lancuchem do stolu.
Jednak nie wszyscy uzywali kufli.
Ludzie przychodzili tez ze sloikami, kanistrami, bankami na mleko
i ci byli obslugiwani poza kolejnoscia,
podczas gdy reszta czekala na kufle.
Nieco lepszym rozwiazaniem bylo picie z butelek.
Przed budka staly takie wysokie metalowe stoly,
przy ktorych pilo sie na stojaco. Niezbyt komfortowe,
ale kto by tam wtedy zwracal uwage na takie szczegoly!
Zmeczony po pracy czlowiek cieszyl sie, ze piwo w ogole jest.
:
Oczywiscie byly tez i restauracje,
gdzie mozna bylo poczekac na wolny stolik,
potem sobie usiasc i tak siedzac jeszcze przez chwilke poczekac,
az pani kelnerka przyniesie nam piwo.
Tutaj jednak kryla sie pewna pulapka.
Zamawiajac u pani kelnerki piwo, dowiadywalismy sie,
ze piwo owszem jest, "ale do konsumpcji".
Coz to znaczylo?
Ano to, ze jesli nie bylismy akurat glodni, tylko piwa spragnieni,
to nalezalo wybrac najtanszy wariant tej "konsumpcji".
Czyli stwardnialy koreczek zoltego sera,
albo zakurzona kanapeczke z jajkiem
w ktorej czasem nawet i peta mozna bylo znalezc.
Oczywiscie nikt tego nie jadl, chociaz placil drugie tyle,
co za to piwo, dla ktorego zdecydowal sie z trudem zajac stolik.
"Konsumpcja" wracala wiec do bufetu,
skad trafiala na kolejne stoly piwoszy.
Ludzka pomyslowos osiagala wowczas szczyty,
o ktorych dzisiaj trudno byloby nawet marzyc.
:
Jednak z piwem bylo coraz gorzej, bo jaruzelskie ustawy
"wychowujace" narod w duchu trzezwosci
ograniczaly miejsca spozywania piwa zakazujac tego:
"w promieniu 100m od dworcow kolejowych",
"w promieniu 150 m od szkol i przedszkoli" itp.
Ale w sumie nie bylo zle, bo czlowiek byl mlody i szczesliwy.
A jesli jeszcze mialby ojca prominenta, to mogl sobie jechac na piwo
np. do "Baltony", albo do renomowanego hotelu,
gdzie dobre piwo nalewano niemal zupelnie tak jak dzisiaj:
Do wysokich szklanek i z pianka.
I tak np. w 1978 roku taka przyjemnosc kosztowala dokladnie 30 zl.
(Sredni zarobek ~ 4.000zl = ~ 30$)
:
Dlatego przecietnie zarabiajacy czlowiek na taki luksus
nie bardzo mogl sobie pozwolic, a jesli zechcial wybrac sie na piwo
do podrzedniejszego lokalu powinien byl przede wszystkim zrobic
dokladne rozeznanie gdzie danego dnia w ogole "jest piwo".
Owo piwo ktore zwykle pil, tak naprawde piwem nie bylo.
Nie moglo swoim smakiem nawet przypominac
najtanszych piw w dzisiejszych hipermarketach.
Srzedawano je w takich malych grubych butelkach 0.33 L
Wyjatkowo pojawial sie tez "Zywiec" (odrzuty z ekspotru),
najczesciej w milicyjnych kantynach.
Wiec jesli ktos mial tam jakichs znajomych,
to mogl zostac bohaterem dnia.
Jednak picie piwa w milicyjnych kasynach narazalo amatora piwa
na towarzystwo brudnych i spoconych funkcjonariuszy ZOMO,
ktorzy czesto po swoich "akcjach" tam wlasnie przyjezdzali studzic
swoje "patriotyczne" uczucia do narodu.
:
Dla tego tez aby niedrogo napic sie dobrego piwa
w srodowisku moich przyjaciol radzono sobie bardziej oryginalnie.
Szlo sie na peron, kiedy przyjezdzal pociag z Czechoslowacji
i kupowalo sie czeskie piwo od obslugujacego wagon sypialny.
W tych wagonach zawsze bylo czeskie piwo,
ktore bilo na glowe owczesne polskie.
Konduktor bral za to troche wiecej,
niz za to piwo musialby zaplacic u siebie,
a jadac do Polski i nasza kasa mu sie przydawala.
Tak bylo tez za Polski jaruzelskiej, kiedy wprowadzono prohibicje
przed godzina trzynasta, ktora obejmowala rowniez piwo.
Oczywiscie prohibicja ta nie obejmowala
czechoslowackich wagonow sypialnych.
Pociag przyjezdzal okolo dwunastej w poludnie,
wiec mielismy niezla frajde niosac wypchana torbe
wsrod czekajacych pod sklepami kolejkowiczow.
:
Byly czasy, byli ludzie...
Piszac to nalewam sobie lekko podgrzanego Gingera
bom nieco przeziebiony...
________
Panstwa zdrowie!
Jacek B.
w epoce PRL-owskiej nie cieszyl sie dobra opinia.
W ogole samo slowo "piwo" mialo wtedy
zabarwienie nieco pejoratywne.
I tak "miec z kims na piwo" nie wrozylo temu komus niczego dobrego,
a nazwanie kogos "typem spod budki z piwem"
bylo juz wrecz nie lada obelga.
:
Istotnie, bo w PRL-u nie bylo czegos takiego jak puby,
czy ogrodki piwne, w ktorych dzisiaj wysiaduje towarzystwo,
zabawiajace sie bilardem, albo rzucaniem strzalkami
do mrugajacych tarcz.
W PRL-u byly wlasnie budki z piwem.
:
W jednych nalewano piwo do kufli, w innych pilo sie wprost z butelki.
Ten drugi system byl o tyle lepszy, ze kufli ciagle brakowalo
i kolejka po piwo szla mozolniej niz w budkach z piwem butelkowym.
Pracowalem wtedy na Slasku, wiec gdy konczylismy szychte,
jednego wysylalismy wczesniej do baru, zeby kolejke dla nas zajal.
Potem przychodzilismy ekipa kilkunastu ludzi,
kazdy zamawial od razu po trzy piwa i cala knajpa byla juz nasza,
bo jak wspominalem innym kufli zabraklo.
Za kufel placilo sie kaucje 50 zl i wcale nie jest prawda to,
ze byl on przykuty lancuchem do stolu.
Jednak nie wszyscy uzywali kufli.
Ludzie przychodzili tez ze sloikami, kanistrami, bankami na mleko
i ci byli obslugiwani poza kolejnoscia,
podczas gdy reszta czekala na kufle.
Nieco lepszym rozwiazaniem bylo picie z butelek.
Przed budka staly takie wysokie metalowe stoly,
przy ktorych pilo sie na stojaco. Niezbyt komfortowe,
ale kto by tam wtedy zwracal uwage na takie szczegoly!
Zmeczony po pracy czlowiek cieszyl sie, ze piwo w ogole jest.
:
Oczywiscie byly tez i restauracje,
gdzie mozna bylo poczekac na wolny stolik,
potem sobie usiasc i tak siedzac jeszcze przez chwilke poczekac,
az pani kelnerka przyniesie nam piwo.
Tutaj jednak kryla sie pewna pulapka.
Zamawiajac u pani kelnerki piwo, dowiadywalismy sie,
ze piwo owszem jest, "ale do konsumpcji".
Coz to znaczylo?
Ano to, ze jesli nie bylismy akurat glodni, tylko piwa spragnieni,
to nalezalo wybrac najtanszy wariant tej "konsumpcji".
Czyli stwardnialy koreczek zoltego sera,
albo zakurzona kanapeczke z jajkiem
w ktorej czasem nawet i peta mozna bylo znalezc.
Oczywiscie nikt tego nie jadl, chociaz placil drugie tyle,
co za to piwo, dla ktorego zdecydowal sie z trudem zajac stolik.
"Konsumpcja" wracala wiec do bufetu,
skad trafiala na kolejne stoly piwoszy.
Ludzka pomyslowos osiagala wowczas szczyty,
o ktorych dzisiaj trudno byloby nawet marzyc.
:
Jednak z piwem bylo coraz gorzej, bo jaruzelskie ustawy
"wychowujace" narod w duchu trzezwosci
ograniczaly miejsca spozywania piwa zakazujac tego:
"w promieniu 100m od dworcow kolejowych",
"w promieniu 150 m od szkol i przedszkoli" itp.
Ale w sumie nie bylo zle, bo czlowiek byl mlody i szczesliwy.
A jesli jeszcze mialby ojca prominenta, to mogl sobie jechac na piwo
np. do "Baltony", albo do renomowanego hotelu,
gdzie dobre piwo nalewano niemal zupelnie tak jak dzisiaj:
Do wysokich szklanek i z pianka.
I tak np. w 1978 roku taka przyjemnosc kosztowala dokladnie 30 zl.
(Sredni zarobek ~ 4.000zl = ~ 30$)
:
Dlatego przecietnie zarabiajacy czlowiek na taki luksus
nie bardzo mogl sobie pozwolic, a jesli zechcial wybrac sie na piwo
do podrzedniejszego lokalu powinien byl przede wszystkim zrobic
dokladne rozeznanie gdzie danego dnia w ogole "jest piwo".
Owo piwo ktore zwykle pil, tak naprawde piwem nie bylo.
Nie moglo swoim smakiem nawet przypominac
najtanszych piw w dzisiejszych hipermarketach.
Srzedawano je w takich malych grubych butelkach 0.33 L
Wyjatkowo pojawial sie tez "Zywiec" (odrzuty z ekspotru),
najczesciej w milicyjnych kantynach.
Wiec jesli ktos mial tam jakichs znajomych,
to mogl zostac bohaterem dnia.
Jednak picie piwa w milicyjnych kasynach narazalo amatora piwa
na towarzystwo brudnych i spoconych funkcjonariuszy ZOMO,
ktorzy czesto po swoich "akcjach" tam wlasnie przyjezdzali studzic
swoje "patriotyczne" uczucia do narodu.
:
Dla tego tez aby niedrogo napic sie dobrego piwa
w srodowisku moich przyjaciol radzono sobie bardziej oryginalnie.
Szlo sie na peron, kiedy przyjezdzal pociag z Czechoslowacji
i kupowalo sie czeskie piwo od obslugujacego wagon sypialny.
W tych wagonach zawsze bylo czeskie piwo,
ktore bilo na glowe owczesne polskie.
Konduktor bral za to troche wiecej,
niz za to piwo musialby zaplacic u siebie,
a jadac do Polski i nasza kasa mu sie przydawala.
Tak bylo tez za Polski jaruzelskiej, kiedy wprowadzono prohibicje
przed godzina trzynasta, ktora obejmowala rowniez piwo.
Oczywiscie prohibicja ta nie obejmowala
czechoslowackich wagonow sypialnych.
Pociag przyjezdzal okolo dwunastej w poludnie,
wiec mielismy niezla frajde niosac wypchana torbe
wsrod czekajacych pod sklepami kolejkowiczow.
:
Byly czasy, byli ludzie...
Piszac to nalewam sobie lekko podgrzanego Gingera
bom nieco przeziebiony...
________
Panstwa zdrowie!
Jacek B.