Post by Maciek "Babcia" DoboszDnia 2012-01-04, o godz. 22:29:29
Post by Micha³ Stanis³awNie zamierzam błyszczeć, jak to Pan pisze. Pisze historie Polski,
według mego punktu widzenia i punktu siedzenia.
Tylko że pisząc "według mego punktu widzenia i punktu siedzenia"
zafałszowujesz to co naprawdę się zdarzyło. Sukcesy tego konkretnego
pilota w walce są jednoznaczne i nie można ich naciągać bo to wypacza
jego wizerunek. Kryteria do nazwania asem są jednoznaczne i Tadeusz
Góra ich nie spełnił więc nazywanie go asem - w dodatku "legendarnym" -
jest nadużyciem.
Okreslenie "as" nie jest zarejestrowane ani w Urzędzie Patentowym, ani w
jakiejkolwiek innej podobnej instytucji;-), a więc to, że jakiś autor spisu
całkowicie arbitralnie okreslił kryteria jego stosowania w zalezności od
liczby zestrzeleń nie musi i nie jest ogólnie i bezwzględnie obowiazujące.
Okreslenie "as" bowiem żadną miarą nie musi (bo niby dlaczego?!) ograniczać
do suchych statystyk, ma ono zaś podkreslić wyjątkową rolę danej osoby w
okreslonej dziedzinie, -tu w zakresie lotnictwa (a nie wyłącznie wycinka
jego działalności tj. osiągniętych zestrzeleń mysliwiec w czasie II WŚ)
Nawet gdyby gen. Tadeusz Góra w ogóle nie miał w swoim zyciu zaszczytnego,
relatywnie krótkiego w stosunku do czasokresu jego kariery lotniczej, ale
owocnego epizodu wojennego to i tak, w swietle jego wszechstronnych
osiągnięć jako pilota, dydaktyka, propagatora i organizatora życia
lotniczego zasadne jest MZ nazywanie go własnie asem naszego lotnictwa, po
to chocby, aby podkreslić, że w tak wielu dziedzinach lotnictwa jego
działalność wybijała się ponad przeciętność.
Miałem zaszczyt i przyjemność przez kilka lat nie tylko współpracować z śp.
p. Tadeuszem Górą, ale i przebywać z nim w jednym środowisku i to dość
blisko, bo dalekie i całkowicie obce kulturowo otoczenie daleko od Polski
zaciesniało wzajemne stosunki, mimo, że p. Tadeusz utrzymywał w stosunku do
kolegów przyjazny i życzliwy, ale jednak dystans, chocby z powodu znacznej
różnicy wieku, -byłem wtedy w wieku jego syna, także tam pracującego, z
którym nieomal codziennie toczyłem zażarte tenisowe rozgrywki na naszym
korcie.
P. Tadeusz cieszył się widocznym szacunkiem ze strony zarówno polskich
pracowników, szczególnie cywilnych, jak i przedstawicieli 17 narodowości,
których tam szkoliliśmy, On praktycznie, ja teoretycznie. Niewątpliwie
posiadał u nich naturalny autorytet, co mocno kontrastowało ze stosunkiem
miejscowych do większości pozostałych pracowników wywodzacych się z
ówczesnego polskiego lotnictwa wojskowego. W "moim" czasie na tym kontrakcie
tylko samych "pełnych" pułkowników lotnictwa było tam 7-u, a ppłkowników aż
15-u . Byli to w większości tzw. "zasłużeni", np b. dowódcy pułków
mysliwskich, szefowie szkół oficerskich czy chorążych, a nawet piastujący
jeszcze wyższe stanowiska dowódcze w DWL.
Tymczasem tu nawet gó...rze 20 letni, któych szkolili potrafili ich poufale
klepac po plecach i mówić, że oni nie musza uczyć się bo po to tamtym płaci
się, żeby oni umieli itp.
I ci wysocy oficerowie cieszyli się z tego jak z najlepszego żartu i nie
protestowali przeciwko takim poklepywaniom i podobnym poufałościom, które
mnie (mimo że wtedy 2 razy od nich młodszego) raziła i do której w stosunku
do siebie nigdy nie dopuszczałem. Bali się bowiem, że mogą utracic aprobatę
miejscowych, o którą fas et nefas zabiegali, bo ewentualne niezadowolenie
mogłoby okazać się powodem (albo pretekstem) do odwołania z kontraktu, dla
którego na wiele gotowi byli się godzić. Wiedzieli, że ich kwalifikacje sa
obiektywnie mizerne, a zatem ich pozostanie to nie kwestia ich merytoryczych
umiejętności, ale nagroda za zasługi.
Trzeba tu przyznać, ze starali się, -np. byli tacy, co uczyli się tekstu
angielskiego swoich wykładów na pamięc (praktycznie bez zrozumienia) i
recytowali go z pamięci. Gorzej, gdy przychodziło do pytań..;-) A więc był
stres , co powodowało, ze np. zużywali (na osobę) regularnie co 2 tyg 10
litrów 75 proc bimbru;-). No ale kasa była najważniejsza... Dlatego np.
pełny płk (zresztą b. komendant jednej ze szkół wojskowych) zgłaszał się
(podpuszczony przez nas) do wchodzenia na palmy dla zrywania daktyli ..;-)
To i wiele podobnych zachowań wpływało negatywnie na stosunek i opinię o
kadrze wojskowej z WP i podkreslało różnicę w zachowaniu p. Tadeusza, który
wtedy teoretycznie był wprawdzie też wojskowym bo ppłk rezerwy, ale
dziwnie nie pasował do reprezentacji wojska. Spokojny , KULTURALNY, swietny
fachowiec, znający angielski, nikt go nie widział "w stanie wskazującym", o
doskonałej mimo wieku prezencji i w swietnej formie fizycznej mimo tropików
i prawie wówczas 70-tki na karku...
O swoich przeżyciach wojennych rzadko opowiadał, wspominał jednak np.
zatopienie transportowca z ładunkiem lokomotyw, ataki na cele naziemne we
Francji, narzekał żartem na b. sformalizowane procedury zaliczania
zestrzeleń w RAF-ie, co skutkowało uznaniem jego 2 zestrzeleń jako zaledwie
prawdopodobne.
Mówił tez, że najlepiej latało mu się na Mustangach. wyczuwało się jego
lekki żal o niegodne potraktowanie go po wojnie w polskim lotnictwie
wojskowym, mimo, ze represje, jakie go tam spotkały były o niebo
łagodniejsze niz np. to co spotkało śp. gen. Skalskiego.
To tyle moich osobistych wspomnień o śp. gen. Górze, do których sprowokował
mnie niestety nie pierwsze post M. Dobosza umniejszający dokonania wybitnych
Polaków.